Przez następne kilka dni chłopcy świętowali swój sukces w X-factorze. Zapraszali znajomych, przyjaciół i rodzinę. Codziennie była jakaś impreza. Dzisiejszego dnia mieli do nas przylecieć rodzice wszystkich członków zespołu. Mieliśmy iść wspólnie na kolację do jakiejś ekskluzywnej londyńskiej restauracji. Myślę, że będzie przyjemnie, ale bardzo się boję. W końcu mam poznać mamę Harrego i jego ojczyma. Z moim tatą poszło gładko, więc mam nadzieję że oni również mnie zaakceptują. Mój chłopak wiele mi o nich opowiadał. Mówił, że jego mama jest krawcową i ma swój własny zakład krawiecki u nich w domu, a jego przybrany tata jest jakimś projektantem, tak samo jak mój. O nim nigdy nie mówił za dużo, nie wiem dlaczego. Może nie mógł się przyzwyczaić do jego obecności w domu lub po prostu go nie akceptował. Opowiadał mi również, że jego mama jest wspaniałą kucharką i zawsze, gdy chłopcy mieszkali jeszcze w Ameryce, przygotowywała im różne pyszności.
Z tych wszystkich opisów pani Styles wydawała się być naprawdę wspaniałą osobą. Ale i tak strasznie boję się tego spotkania. Cały dzień chodziłam napięta i nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Martyna miała to samo. Bała się poznać rodziców Zayna. Myślała, że mogą jej nie zaakceptować przez to że jest innej wiary niż oni. Malik cały czas jej powtarzał że na pewno tak nie będzie, ale ona nie chciała tego wcale słuchać. Twierdziłam, że moja przyjaciółka za bardzo histeryzuje. Przecież ludzie nie są tacy płytcy żeby odtrącać innowierców. Ale z drugiej strony to na jej miejscu myślałabym tak samo. Przecież sama jestem przerażona tą całą kolacją. Po wielu przemyśleniach postanowiłam porozmawiać z Louisem. To on najlepiej zna Loczka i wie jaka jest jego mama.
- Lou, myślisz że mama Harrego mnie zaakceptuje? – zapytałam smutno po wejściu do jego pokoju
- Anne? No jasne że tak. Ona jest aniołem zesłanym na ziemie. Nie ma opcji że cię nie polubi. A nawet jeśli nie to nasze Hazziątka i tak się jej postawi – pocieszył mnie – A co, boisz się tej kolacji?
Przytaknęłam.
- Na twoim miejscu bardziej bym był strachliwy co do Chrisa. On jest serio straszny. Kiedyś zabrałem Harrego do KFC żeby coś zjeść, a jak wróciliśmy do jego domu to Chris nie chciał nas wpuścić bo uważał że jesteśmy gejami – Lou zaczął się śmiać a ja zaraz za nim – Nie no… Poświrowany koleś. Ale da się z nim pogadać. Razem z Anne tworzą naprawdę fajną parę.
- Louis, jesteś wspaniały – podeszłam do niego i mocna go przytuliłam
- No wiem, mała – pocałował mnie w czoło – W ogóle dziś poznasz moje siostry. I z Martyną będziecie miały misję zabrania ich na miasto.
- Ymm… No dobra – uśmiechnęłam się – Ej, o której jest ta kolacja?
- Jakoś po 17 przylatuje samolot. Wszyscy przyjadą taksówkami pod nasz dom, a potem pojedziemy razem na tą całą kolacje.
- A my będziemy musiały już spać w naszym domu. Tutaj będzie chyba z trzydzieści osób – skrzywiłam się
- Znajdzie się miejsce i dla was – zaśmiał się – Dom jest duży.
- No zobaczymy. Ja lecę poszukać mojego miśka. Widzimy się potem.
- Okej – pomachał mi, a ja cicho się zaśmiałam
Wyszłam z pokoju i zamknęłam drzwi za sobą. Zeszłam na dół i weszłam do kuchni, gdzie siedziało moje szczęście. Uśmiechnęłam się do niego po czym wyjęłam z lodówki dwie Coca-Cole w puszce. Usiadłam na kolanach Harrego i podałam mu napój.
- Co powiesz, Słońce? – spytał mnie
- No nic – spojrzałam na zegarek. Była 15:54 – Ej, niedługo przylatują.
- Spoko. Jeszcze godzina. Mamy czas – zaśmiał się
- Pojedziesz ze mną na chwilę do domu? Muszę wybrać strój…
- No jasne że tak. Idź po Martynę i jedziemy
Zrobiłam to co chłopak powiedział i po chwili wyjechaliśmy. Pod naszym domem byliśmy po dziesięciu minutach. Weszliśmy. Mój tata siedział w salonie i oglądał telewizje
- O, cześć – powiedział na przywitanie
- Dzień dobry – odpowiedzieliśmy chórem
- To ty tu zostań, a my lecimy do garderoby – zakomunikowałam Harremu i cmoknęłam go w usta.
Poszłyśmy na górę do naszej wspólnej garderoby. Po dwudziestu minutach wybierania zdecydowałam się na małą czarną na ramiączkach. Do tego dobrałam mocno różowe czółenka oraz biżuterię i torebkę w tym samym kolorze. Martyna ubrała się tak samo, tylko jej dodatki były w kolorze chabrowym. Moim skromnym zdaniem wyglądałyśmy bardzo ładnie. Zbiegłyśmy po schodach na dół, zgarnęłyśmy Hazziątko i pojechaliśmy z powrotem do chłopaków.
*** godzinę później ***
- Przyjechali! – krzyknął Liam odchodząc od okna – Chodźcie się przywitać.
Cała nasza siódemka wyszła na dwór. Z pięciu taksówek wysiadło około piętnaście osób. Zobaczyłam cztery dziewczynki biegnące do Louisa i dziesięcioro dorosłych osób. Harry pociągnął mnie za rękę i podeszliśmy do pary wyglądającej na około czterdzieści lat.
- Mamo, Chrisie, chciałbym wam przedstawić Julię – powiedział mój chłopak
- Dzień dobry – przywitałam się
- Ahh to ty jesteś Julia – uśmiechnęła się do mnie mama Harrego – Naprawdę miło mi cię poznać
Przytuliła mnie i powiedziała żebym mówiła jej Anne. Na pierwszy rzut oka wydawała się naprawdę bardzo miła. Następnie odezwał się do mnie Chris
- Ja jestem Chris. Możesz do mnie mówić po imieniu – powiedział dość zimnym tonem i wyciągnął dłoń w moją stronę
Uścisnęłam ją po czym od razu puściłam. na miłego człowieka to on nie wyglądał. Ale pozory mogą mylić. Po jakimś czasie wszyscy razem pokierowaliśmy się do domu. Wieczór zapowiada się bardzo ciekawie________
Proszę bardzo :D
Było mało komentarzy, ale dałam szybko, bo miałam wenę ;)
BARDZO POLECAM NOWY BLOG KLAUDII - http://eclipse-of-the-heart-1d.blogspot.com/ <3
Podoba się rozdział?
Dawajcie dużo komentarzy, dziubki to dam wam szybko ;*
Kocham Was Directioners <3